piątek, 14 grudnia 2012

Radość

W ostatnim czasie byłam przygaszona, było mi trudno przez moje własne złe nastawienie do pewnych spraw i przez złe samopoczucie fizyczne. Nie za bardzo chciało mi się rano wstawać, a gdy myślałam o tym, jaki czeka mnie znów schemat dnia (przy dwójce małych dzieci jest on codziennie podobny) to mi się już w ogóle wszystkiego odechciewało.... Przez kilka dni nie czytałam też Biblii i zamiast wyrwać się z tego stanu jeszcze bardziej się w nim "taplałam".
Mój punkt patrzenia zmienił się, gdy zaczęłam czytać Słowo Boże... czytaj dalej
Nie tak dawno temu słuchałam kazania jednego z wielkich kaznodziei 20 wieku- C.H.Spurgeona.  Niesamowicie mówił o Biblii, po prostu bajecznie. Ujęło mnie np. porównanie, że Biblia żywo reaguje na stan tego, który ją czyta tzn. Duch Święty przez słowa w Biblii uwrażliwia nasze serca na to, co akurat nam trzeba. Przytoczę pewien cytat z ów kazania:

Czyż wielu z was nie musiałoby przypomnieć sobie o swoich zaniedbaniach, gdybym zapytał, czy macie codzienny zwyczaj czytania Pisma Świętego? Wierzę wprawdzie, że wszyscy jesteście czytelnikami, ale czy jesteście poszukiwaczami? Bo obietnica nie dotyczy tych, którzy jedynie czytają, ale tych, którzy rozkoszują się zakonem Pana i rozmyślają nad nim w dzień i w nocy. Czy siedzisz u stóp Jezusa, uważając Jego Słowo za swój podręcznik? Jeśli nie, pamiętaj, że choć możesz być zbawiony, tracisz wielkie błogosławieństwa, którymi mógłbyś się cieszyć. Czy odszedłeś od Boga? Odśwież swoją duszę, medytując nad boskimi ustawami i powiedz wraz z Dawidem: „obietnica twoja mnie ożywia” Czy jesteś zmęczony i znużony? Porozmawiaj z tą żywą Księgą: ona przywróci ci energię i wzbijesz się wzwyż jak na skrzydłach orlich. A może w ogóle nie jesteś nawrócony? Nie mogę wówczas zachęcać cię do czytania Biblii jako do drogi zbawienia, czy mówić o tym, jakby miało to jakąś wartość samo w sobie, niemniej nakłaniam ludzi nienawróconych, by mieli wielki szacunek dla Pisma Świętego, by zawarli bliską znajomość z jego treścią i by uważnie czytali jego strony, gdyż setki razy bywało tak, że gdy ludzie studiowali Słowo życia, Słowo to przynosiło im życie.(cały tekst kazania znajdziesz tutaj)

Tak więc zaczęłam czytać Biblię i "wzbiłam się na skrzydłach orlich" przez dwa fragmenty. Pierwszy fragment pochodzi z końca księgi wyjścia, mowa jest w nim o tym, że Pan prowadził Izraela do ziemi obiecanej, był obecny cały czas pośród nich w czasie ich wędrówki (nawet w widoczny sposób), co więcej, dawał im pewne znaki kiedy się zatrzymać a kiedy wyruszać. Podniosło mnie to na duchu, gdyż uświadomiłam sobie, że pośród i  mojej "wędrówki" do nieba- mojej "obiecanej ziemi" jest obecny przy mnie PAN. Pośród tej całej, jakże zrutynizowanej i przyziemnej rzeczywistości jest TEN, który czyni moje życie sensownym, który wyraził chęć bycia ze mną i prowadzenia mnie przez moje radości i trudy. Przez wszystkie karmienia, odsikiwania do nocnika, mycie pup, zmienianie pampersów, przebieranie, usypianie, wychodzenia na spacer, robienie obiadu, zabawy z dziećmi, relację z mężem, przez czas radości, kłótni, pokoju... jest ON. Moja ostoja, moja latarnia, moja pochodnia na drodze, mój Pocieszyciel, mój Doradca, mój Wychowawca, mój Przyjaciel, mój Zbawiciel.
Bez Niego, przytoczę z pewnego wiersza "doczesność by mnie zabiła". Wracając, drugi fragment, który mnie ustawił na własciwe tory był juz z Nowego Testamentu, o tym by radowac sie w Panu. Niby proste, ale dla człowieka, który nie zna sercem Boga jest mało znaczący. Dla mnie oznacza to radość ponad i pomimo wszystko. Cokolwiek by się nie działo radości w Panu nie jest w stanie na dłuższy czas mi nic zabrać. To radość z jego obecności, ze zbawienia, z obietnic, z nieba...
Kiedy sobie poprzypominałam o tych sprawach reszta uciekła w cień. 

Szukałem Pana, a On mnie wysłuchał i uwolnił od wszelkiej trwogi. Spójrzcie na Niego, promieniejcie radością, a oblicza wasze nie zaznają wstydu.

 Ps 34



0 komentarze: